Szukaj tematu w zasobach archiwum

lunes, 5 de octubre de 2015

Hejters gona hejt, czyli po uszy w jadzie

Hejters gona hejt, czyli po uszy w jadzie i o polskiej mentalności. "Ty tępa dzido z Onetu", "Oby nie było miejsca w mediach dla takich zje*** jak ty", "Dobrze, że zdechł", "Ty Żydzie" – to tylko niektóre z hejtów, jakie wylewają się spod palców internautów na co dzień. Nie trzeba być sławnym politykiem, dziennikarzem czy kimś z szeroko pojętego showbiznesu, żeby stać się ofiarą hejterów. Dziś ciebie to nie dotyczy, ale jutro możesz być hejtowany i zalany pełnymi nienawiści wiadomościami. Tak, ty też.

Hejt (z ang. "hate") to określenie na nienawiść, która wylewa się spod palców mniej lub bardziej anonimowego internauty. Hejter nie ma określonego wieku ani płci. To może być uczeń gimnazjum, jak i matka rocznego dziecka albo pracownik korporacji. Nieważne, kim jest hejter. Ważne jest to, co robi. A robi wiele, mimo że zazwyczaj jego wiadomości są krótkie i składające się z wulgaryzmów.

Hejter wylewa z siebie żółć, która siedzi gdzieś na dnie jego – zazwyczaj – zakompleksionego ciała. Dziewczynie udało się awansować? Pewnie "dała d***". Polacy przegrali ważny mecz? Przecież to "patałachy i marni kopacze". Polityk otrzymał zagraniczną funkcję i opuszcza Polskę? To "złodziej" i "szczur uciekający z tonącego okrętu".

Hejter opluwa słowem nie licząc się z tym, że – jakby to patetycznie nie zabrzmiało – hejtowany ma uczucia. Jedni są bardziej, inni mniej uodpornieni. Po jednych jad spłynie i pozostawi lekki niesmak. Po innych zostanie tylko płyta nagrobna.

"Ty tępa dzido z Onetu". Dlaczego w ogóle postanowiłam o tym napisać? Dlatego, że mam już dość. Dość tego, że cokolwiek się nie zrobi i gdziekolwiek się nie pojawi, oblewa nas hejterski jad. Wypluwany z prędkością karabinu maszynowego. "Bywasz piekącym jadem trollów (…) tylko ty możesz być bogiem, na wszystkich podnosisz nogę i załatwiasz tę sprawę jak pies" – śpiewał w jednym ze swoich utworów Krzysztof "Grabaż" Grabowski.

I tak to trochę wygląda. Faktycznie, ciężko zrozumieć sens tego typu komentarzy. Hejt dla samego hejtu? Najczęściej tak się zdarza.

Wysyłanie nieprzychylnych (delikatnie mówiąc) wiadomości tylko po to, żeby sobie ulżyć? Chyba tak. Kiedy cztery lata temu zaczęłam przygodę z mediami, po raz pierwszy zderzyłam się z tym zjawiskiem na taką skalę. "Ty tępa dzido z Onetu" – brzmiała jedna z pierwszych wiadomości, po jednym z tekstów, który napisałam. Poczułam się niezręcznie. Po tej wiadomości przyszły kolejne. Oczywiście nie jestem odosobnionym przypadkiem. To dotyczy praktycznie każdego.

Sposób na takie wiadomości? Albo je lekceważyć, albo wchodzić w dyskusję. Zapytałam na Twitterze, jak można sobie z tym radzić. "Jeśli hejterzy mają rację, to ją im przyznaję. A jeśli nie, staram się to wykazać. Ataki ad personam wyśmiewam albo olewam" – napisał jeden z użytkowników.

Dorota Zawadzka (Superniania) napisała, że – niestety – dyskutuje. "Dyskutuję, wyjaśniam, edukuję. Czasem działa. Ale zwykle hejt ogranicza się do jednego »bąka«. Wtedy szkoda energii" - dodała.

Dawid Kuciński, zastępca redaktora naczelnego w portalu lovekrakow.pl, stwierdził, że "dyskusje nic nie dają". "Trzeba ignorować, po czasie odpuszczają" – napisał.

Głosy są więc podzielone. Nie ma tu jednego, dobrego sposobu. Ja wybrałam drogę wchodzenia w dyskusję. Kiedy zaczęłam otrzymywać wiadomości prywatne poprzez konto na Twitterze czy Facebooku, postanowiłam rozmawiać z ich autorami.

"Widzę, że się zeszmaciłaś, ty niedorozwinięta s***", "g*** warte wypociny, oby nie było miejsca w mediach dla takich zje*** jak ty" – to kilka przykładów, na które postanowiłam odpowiadać. Trudno znaleźć jakieś rzeczowe argumenty na takie wiadomości, ale próbowałam. I co? Brak odzewu, wycofanie. Rzadko kiedy dalszy atak. Hejter jest zauważony, przestaje być anonimowy? Hejter przestaje być hejterem.

Dla hejtera nie ma świętości. Kiedy normalny, pozbawiony chorej nienawiści, człowiek czyta o tragicznej śmierci syna Filipa Chajzera lub samobójstwie 14-letniego chłopaka, czuje ogromny żal. A hejter? Czuje się tak, jakby ktoś wlał w niego paliwo napędowe.

Kiedy serwis Pudelek.pl zamieścił artykuł informujący o śmierci syna znanego dziennikarza, pod tekstem zaczęły pojawiać się wpisy z wulgaryzmami. Dotyczyły one zarówno Chajzera, jak i jego syna. Ze względu na szacunek dla rodziny zmarłego, nie będę ich tu cytować. Ale to, co się tam działo, zasługuje na absolutne potępienie. Podobna sytuacja miała miejsce po samobójczej śmierci nastolatka. Chłopiec nie wytrzymał ataków hejterów. Tym razem nie tylko w internetowej rzeczywistości, ale także w tzw. realu.

Jak się okazało, nienawistne komentarze po śmierci syna dziennikarza i samobójstwie Dominika, to zorganizowana akcja. Odpowiedzialna jest za to pewna internetowa społeczność. Na ich stronę nie dostaniemy się po wpisaniu adresu. Trzeba obejść zabezpieczenia, mieć kogoś znajomego w tej społeczności albo znaleźć sposób na wejście w sieci. To tam umówiono się, żeby hejt rozpocząć. Akcja się powiodła.

Niech cię zobaczą, czyli koniec z anonimowością hejterów. Znacznie ciężej z nienawistnymi komentarzami, kiedy obok wyświetli się zdjęcie z twoim kotkiem lub dzieckiem, które trzymasz na kolanach. W marcu 2014 roku Jarosław Kuźniar, dziennikarz wzbudzający skrajne emocje, postanowił rozpocząć cykl. Zamieszczał on obraźliwe komentarze, które otrzymuje od internetowych hejterów i podpisywał je z imienia i nazwiska autora.

W wywiadzie dla Onetu Kuźniar powiedział, że cytuje te wypowiedzi, żeby ludzie, którzy myślą, że przesadza oceniając hejterów, wiedzieli "jakie to są gnidy". "Oni naprawdę istnieją i to tak wygląda. Podchodzę do tego z uśmiechem. Sprawdzam czasem, kim są. Zazwyczaj reaguję blokadą lub opcją wycisz. To jedyny sposób na nich" - powiedział w rozmowie.

Tym tropem poszedł pomysłodawca bloga hejty-na-fejsie.tumblr.com. Postanowił on pokonać hejterów ich własną bronią. Zaczął robić z nich memy. Zamieszcza ich zdjęcie i dołącza cytat z ich wypowiedzi. Pomysł został bardzo dobrze przyjęty przez internetową społeczność. Oczywiście przez część, która hejtem się brzydzi.

Co widzimy na stronie? Same smaczki. Chłopaka z dzieckiem na rękach i podpis "Precz z g***, niech się leczą pajace". Kobietę około 50-tki na zdjęciu z wycieczki w górach i napis "To jest k*** chore towarzystwo". Selfie bardzo ładnej, młodej dziewczyny i dodatek "wyp*** homoniewiadomo, homoseksualistów trzeba zamykać w specjalnych ośrodkach, bo moim zdaniem to choroba". I wiele, wiele więcej przykładów.

Do naszego języka weszło określenie: hejters gona hejt (za ang. haters gonna hate, czyli hejterzy będą hejtować). Im większa sława hejtera, tym większa motywacja dla niego, by po raz kolejny kogoś opluć. Może więc, parafrazując słowa Piotra Roguckiego, nie ma sensu czytać "komentarzy sfrustrowanych miernot; niech się durnie trują jadem, oszczędź sobie złego"? Pisano na: http://wiadomosci.onet.pl/opinie/hejters-gona-hejt-czyli-po-uszy-w-jadzie-komentarz/btrpbq

No hay comentarios:

Publicar un comentario

Popularne posty