Im głębsza więź z rodzicem, im bardziej posuwa się proces dojrzewania do dorosłości, tym więcej samodzielności i wolności. To jest dojrzałe chrześcijaństwo, taki jest dojrzały lider, ksiądz, teolog, katecheta. Wspierają wolność i samodzielność, a nie boją się jej, nie zawężają.
Fanatyk natomiast zawęża wolność do zasad. Stosuje kategorię „musisz” – bez wyjaśnień, dlaczego. Podporządkowuje innych swoim poglądom i boi się innych poglądów. Nie słucha. Na początku bywa to trudne do zauważenia.
Ludzie zaburzeni, szczególnie ci o zaburzeniu fanatycznym, są niezwykle sprawnymi manipulantami. To taka inteligencja, która jest kompensacją zaburzenia osobowości. Natura próbuje sobie radzić – bo jak taki człowiek mógłby funkcjonować z zaburzeniem bez inteligencji?
Inteligencja jest częścią jego patologii. Dlatego on ma świetne argumenty i szybko po nie sięga, sprawnie zbija twierdzenia innych osób, manipulując cytatami Pisma Świętego, teologią, wypowiedziami papieży.
Osoby fanatyczne nie są wolne, są uwikłane w swój infantylizm i lęk. Stąd sztywność w moralności i w nauczaniu. Ci ludzie nie widzą możliwości dyskusji i najczęściej nie znoszą postępowego papieża Franciszka, bo „on jest zbyt niejasny”.
Człowiek fanatyczny boi się postępu nauki, rozwoju. Jak było, tak ma być – to jest jego wewnętrzny świat. Jak jest sztywno, to jest bezpiecznie.
Człowiek dojrzały natomiast, oprócz sfery dogmatycznej, ma w sobie sferę eksperymentu, poszukiwania nowych rozwiązań. To, że tak było kiedyś, nie znaczy, że tak ma być dzisiaj. Świat się zmienia.
Im głębsza więź z rodzicem, im bardziej posuwa się proces dojrzewania do dorosłości, tym więcej samodzielności i wolności. To jest dojrzałe chrześcijaństwo, taki jest dojrzały lider, ksiądz, teolog, katecheta.
Druga cecha człowieka fanatycznego to wątpliwa wyjątkowość. W rozeznawaniu duchowym pomaga tu zasada dwóch biegunów. Najczęściej mamy strukturę dwubiegunową, jest w nas jasność i ciemność, coś dobrego i coś złego, siła i słabość.
Człowiek dojrzały potrafi zintegrować światło i cień. Fanatyk religijny w pierwszej chwili jawi się jako słońce. Jest nieskalany, nie popełnia błędów. Nie mówi: „Nie wiem, nie rozumiem”. Zawsze wie, zawsze wszystko jest dla niego jasne. Podobnie w kwestii swojej moralności jest nieskalany, natomiast gorszy się najmniejszymi błędami u innych osób.
Osobowość fanatyczna wiąże się często z zaburzeniem narcystycznym. Taki człowiek lubi przypisywać sobie nadzwyczajne dary, na przykład proroczy, jakąś szczególną wiedzę od Boga.
Osoby fanatyczne lubią sobie przypisywać nadprzyrodzone dary, charyzmaty, nadzwyczajną wiedzę. „Słyszą” Pana Boga, „mają” wizje, rozeznania, „mówią” językami. Lubią to, bo to im daje wyjątkowość. Jeśli się ich spyta, skąd to wiedzą, powołują się na prorockie urojenie: „Bóg mi powiedział, ja to widziałem, ja to wiem”.
Osoby dojrzałe nie boją się swoich wątpliwości czy błędów. Są otwarte na dyskusję, wiedzą, co jest dogmatem, a co nie. Są transparentne, popełniają błędy, mają świadomość, że moc w słabości się doskonali. Chętnie słuchają adekwatnej krytyki. Rozumieją, że nie funkcjonują sami, lecz jako wspólnota. W odkrywaniu istnieje kolegialność.
Osoby dojrzałe zgadzają się na permanentny rozwój, często w kierownictwie duchowym, a jak trzeba, to i w terapii. Są gotowe na zmianę poglądów.
Niepokoić może to, że u osób zaburzonych na początku widać światło, ale nie widać cienia. W tym, jak przemawiają, jak stoją, wszystko jest dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Do niczego nie można się przyczepić. I tak w każdej dziedzinie. U takiego człowieka nie widać błędu. Nawet jak mówi, to przecinki ma dobrze postawione, nie popełnia błędów gramatycznych. Jest idealny – i to jest bardzo niepokojący znak.
W jednym z listów Carl Gustav Jung opisał psychiatrę wypowiadającego się na pewnej konferencji:
„Wszystko było w porządku, ale jedno mnie zaniepokoiło. Nie zauważyłem w tym człowieku nic słabego”.
Jak wspomina Jung, na drugi dzień przyszła do niego żona tego psychiatry i opisała piekło, jakie tworzy on w domu. To był drugi biegun tego człowieka: okazał się okrutny, bezwzględny, niszczycielski.
Człowiek fanatyczny boi się postępu nauki, rozwoju. Jak było, tak ma być – to jest jego wewnętrzny świat. Jak jest sztywno, to jest bezpiecznie.
Zawsze trzeba pytać o drugi biegun.
Każdy człowiek ma dwa bieguny, taka jest nasza struktura. Nie ma ludzi idealnych.
Papież pisze w Amoris laetitia, że każdy z nas jest mieszaniną światła i cienia. Gdzie jest cień, gdzie wątpliwość, gdzie pokora? Oczywiście mamy prawo do światła, do szukania pewności, ale musi pozostać miejsce na niepewność, na słuchanie, na zainteresowanie.
Dobry przywódca słucha krytyki, prosi o nią: „Powiedzcie mi, jeśli coś we mnie widzicie niewłaściwego”.
Fanatyk nie słucha krytyki, nie znosi jej, przyjmuje tylko pochwały. Wtedy potrafi inne osoby zagłaskać na śmierć. Kiedy jednak usłyszy krytykę, szybko „rozeznaje, że to atak. Potem może wystąpić z oskarżeniami.
Pewien lider oskarżył kogoś, kto pozwolił sobie na krytykę, że jest opętany, i wykluczył go ze wspólnoty. Przy całej mojej niepewności co do życia, mam pewność, że tamten człowiek opętany nie był. Co do lidera natomiast jestem pewien, że miał osobowość narcystyczno-fanatyczną.
Podoba mi się zdanie św. Rafała Kalinowskiego, że człowiek święty jest jak powietrze. Oddychamy nim, a go nie widzimy. Tacy ludzie są dobrymi przywódcami. To ludzie więzi, pokory, ludzie, którzy wiedzą, że słabość nie oznacza zniszczenia czy upadku, że nie trzeba być aż tak doskonałym, aby być przyjętym przez innych.
Oczywiście za postawą fanatyczną kryje się małe dziecko: bo poczucie, że jeśli popełnię błąd, to zostanę odrzucony, jest obawą dziecka. Postawa fanatyczna chroni to wewnętrzne dziecko. Wewnątrz osoby fanatycznej jest mały skulony chłopczyk, czy dziewczynka, który /a się boi. Trzęsie się ze strachu, że jeśli nie będzie doskonały, idealny, nadzwyczajny, jeśli wyjdzie z niego najmniejszy cień – to zostanie odrzucony. To jest oczywiście urojenie.
Terapia polega na tym, żeby mu to pokazać i spytać: „Dlaczego ludzie mieliby pana odrzucić?”. Powolny proces terapii może przywrócić zmysł realności. Nie wolno „atakować” tego przestraszonego wewnętrznego chłopca, bo on w panice będzie „walczył o życie”.
U podstaw zaburzeń osobowości leżą często bardzo głębokie traumy z dzieciństwa, nierzadko związane z zagrożeniem życia. Ojciec Adolfa Hitlera był strasznym psychopatą. Na zewnątrz ułożony urzędnik państwowy, w domu był tyranem bijącym żonę i dzieci. Tak wyglądało koszmarne dzieciństwo Adolfa.
Fanatyk ciągle się boi, że w końcu ktoś go zniszczy, ktoś się zbuntuje. I prowokuje dokładnie to, czego się boi. Ten mechanizm wcale nie służy ochronie wewnętrznego dziecka, wręcz przeciwnie: prowadzi do poniżenia i zniszczenia. Fanatyk doświadczy na końcu tego, czego doświadczał jako dziecko.
* * * z serii - patologia duchowości.
No hay comentarios:
Publicar un comentario