Mówiąc o “wiedzeniu”, które wynika z uważności, a właściwie z praktyki uważności, obecności – czyli wejścia w pewien proces, który nie jest określony porami od – do – mam na myśli stan, kiedy pojawia się w nas przestrzeń, pewien rodzaj ciszy.
Nie jest to jednak cisza wynikająca z braku dźwięków, ale cisza, w której może być wszystko i nie jest to nazywane ani hałasem, ani muzyką, ani też milczeniem. To moment, kiedy znikają nasze osobiste koncepcje, pomysły, narracje, nieuświadomione schematy myślenia, a pojawia się dostęp do wiedzy, która oddaje naturę rzeczywistości. To przestrzeń, która jest pewnym stanem cielesnym, jest wypełniona odczuciami ciała – zarówno w percepcji zewnętrznej, jak i wewnętrznej.
To wcale nie jest łatwy do osiągnięcia stan. Nie da się do niego dojść w dzień, dwa, nawet nie w miesiąc. Co więcej, w ogóle nie da się go osiągnąć! To stan, który już jest, cały czas, nawet kiedy my gonimy, zagadujemy świat i ratujemy go swoimi pomysłami. To stan, który jest do odczucia wtedy, kiedy właśnie zatrzymamy się. Wtedy jesteśmy – albo raczej uświadamiamy sobie, że zawsze byliśmy – i mamy dostęp do tego, co nazywam na potrzeby tego wpisu, jak i moich warsztatów “wiedzeniem”.
Pisząc o tym użyłem kilku słów – kluczy, których używamy oczywiście w codzienności. Mają one jakiś przekaz społeczny, a jednocześnie, kiedy zaczynamy posługiwać się nimi w praktyce uważności, wymagają głębszego przyjrzenia się; to np. odczuwanie, percepcja zewnętrzna i wewnętrzna, wewnętrzna cisza, schematy myślowe.
Odczuwanie jest dla mnie otwarciem się na wszystkie doznania cielesne, zarówno te, które przychodzą z zewnątrz, jak i z wewnątrz. To nie wybieranie “to jest miłe, to chcę, to nieprzyjemne, tego nie chce czuć”, ale powiedzenie “tak” każdemu odczuciu, nawet subtelnemu.
Odczuwając zauważam nie tylko sygnały, które płyną w wyniku kontaktu z tym, co na zewnątrz: z temperaturą, wilgocią, dotykiem, ale także z tym, co dzieje się wewnątrz ciała: skurcze brzucha, pulsowanie w głowie, drętwienie, mrowienie kończyn, ale także delikatny ucisk w klatce piersiowej, lekkie poczucie niestabilności. Z tym wszystkim wiąże się percepcja zewnętrzna i wewnętrzna.
Wewnętrzna cisza jest dla mnie stanem, kiedy mam poczucie, że żadna myśl, koncepcja, chęć, pragnienie czegoś/kogoś nie walczą o moją uwagę. To stan, kiedy mimo zawieruchy na zewnątrz, mogę po prostu być. I to wcale nie dlatego, że jestem obojętny, zamrożony w odczuwaniu, ale samo bycie w tym co jest już daje pewien rodzaj satysfakcji. Satysfakcji poza pojęciem miłe-nieprzyjemne. Nie oznacza to absolutnie bycia obok, bycia poza, ale jest byciem w tym i nie ma wtedy ani pragnienia ucieczki, ani pragnienia zanurzenia się w tym stanie głębiej.
Schematy myślowe to z kolei temat-rzeka. Ich poznanie, określenie i dostrzeganie w jakich sytuacjach aktywują się u nas, jest niemal równoznaczne z nakreśleniem mapy swojego “ja”. Można śmiało uznać, że poznanie odpowiedzi na pytanie “kim jestem?”, to wiedza na temat tego jakie schematy myślowe, i w krok za tym, jakie mechanizmy obronne nas współtworzą.
W jaki sposób to wszystko wiąże się z zatrzymaniem i wewnętrzną ciszą?
Zatrzymanie, czyli pozwolenie na to, aby wewnętrzna narracja uspokoiła się, ucichła, aby myśli przestały kreować rzeczywistość, a wszystko po to, aby zobaczyć i usłyszeć to, co naprawdę jest, a nie to, co nam się wydaje, to moment, kiedy rozluźnia się nieco nasza tożsamość.
Po pewnym czasie praktyki zauważamy, jak powstaje nasze przekonanie o tym, jacy jesteśmy, jak działa świat, jak powinno być i jaka droga do tego prowadzi. Zaczynamy wtedy odczuwać rzeczywistość, a nie oceniać ją i wybierać z niej to, co nam się podoba, a to, co trudne spychać na margines. Nie ma tutaj oceny dobre – złe, jest odczucie, że wiem, co jest, czyli wiem, jaki jest kolejny krok. Niekoniecznie mój.
Doskonale wiąże się to z tzw. intuicją, która zbyt często mylimy ze stanem, kiedy uaktywniają się nasze mechanizmy obronne. Wtedy skurcz brzucha, ból głowy, uczucie uścisku w klatce piersiowej, interpretujemy jako “znak”, sygnał, że trzeba się wycofać z danego projektu, zrezygnować z relacji lub właśnie zaufać tej osobie.
Tymczasem to nie jest to “wiedzenie”, na którym tak nam zależy. Nie można mylić stanu mechanizmów obronnych naszego ciała z sygnałami intuicji. To po prostu kolejny mechanizm obronny, który ma nam zagwarantować względne bezpieczeństwo emocjonalne. Względne i subiektywne, bowiem nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, ale jedynie trzymające nas w strefie naszego komfortu.
Intuicja czy – jak to określa Peter A.Levine – głos ciała jest poza tymi schematami myślenia i poza mechanizmami obronnymi. To głos, którego nie słyszymy, ale który odczuwamy, kiedy ucichnie wewnętrzna narracja, kiedy zatrzymamy się – przede wszystkim w swoim wewnętrznym pędzie.
No hay comentarios:
Publicar un comentario