Szukaj tematu w zasobach archiwum

miércoles, 24 de agosto de 2022

Sny w których spotykamy zmarłych

Badacze w Hiszpanii badając życie po życiu nie mają wątpliwości. Ich zdaniem, są sny, w których naprawdę spotykamy zmarłych, a ich wizyty niosą ze sobą często konkretne informacje.

Joaquin Cámara, hiszpański psycholog i terapeuta, badacz życia po życiu, autor książki "Nieskończone życie", w swoim artykule "Sueños y comunicación con los muertos" ("Sny i komunikacja ze zmarłymi") wyjaśnia na, czym polega to zjawisko:

"Kiedy ktoś umiera i przechodzi do świata duchowego, do zaświatów, może próbować porozumiewać się na różne sposoby ze swoimi bliskimi, którzy wciąż żyją na planie fizycznym. Jednym z najczęstszych jest próba nawiązania komunikacji, gdy dana osoba zasypia. Zobaczmy, dlaczego.

Każdej nocy, kiedy kładziemy się spać, przychodzi czas, kiedy nasze ciało astralne opuszcza ciało fizyczne i podróżuje na płaszczyznę astralną, podczas gdy ciało fizyczne zostaje nadal w łóżku. Ogólnie rzecz biorąc, nie pamiętamy tych podróży, które odbywamy każdej nocy, ponieważ na płaszczyźnie astralnej również jesteśmy na wpół uśpieni, tylko częściowo świadomi tego, co dzieje się wokół nas. Pamiętajmy też, że płaszczyzna astralna, to ta sama płaszczyzna, do której udajemy się po śmierci, więc miejsce to jest pełne bezcielesnych istot, mieszkańców astralu. Jeśli więc straciliśmy ukochaną osobę, jest bardzo możliwe, że ona tam jest i być może, że zechce wykorzystać fakt, że jesteśmy tam podczas snu, aby móc się z nami komunikować. Tak więc jest to bardzo prosty środek komunikacji dla obu stron.

domingo, 31 de julio de 2022

Sprzeciwiamy się piętnowaniu kotów

Prof. Elżanowski ostro o naukowcach z PAN: Atak na kota to już nawet nie paranauka. To pomylone doktrynerstwo.

Europie koty nie są ani obce, ani inwazyjne - ani faktycznie, ani prawnie. Polskie Towarzystwo Etyczne wzywa do respektowania tej oczywistości.

Prof. dr hab. Andrzej Elżanowski jest zoologiem. Wykłada na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Jest przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Etycznego.

Do sprawy ustosunkował się również w imieniu Polskiego Towarzystwa Etycznego zoolog prof. Andrzej Elżanowski (jest wykładowcą na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego).

Naukowiec uznał wpis kota do bazy gatunków obcych za "napiętnowanie", które może owocować przemocą wobec tych zwierząt. To działanie nazwał również "nieuzasadnionym i nieodpowiedzialnym". Przekonywał, że brak przesłanek naukowych, by uznać kota za gatunek inwazyjny w naszym kraju czy szerzej – w Europie. Skrytykował przekonanie, jakoby koty miały destruktywny wpływ na ptaki w naszym kraju. Zaapelował do IOP PAN o cofnięcie wpisu.

https://wyborcza.pl/7,75400,28736934,prof-elzanowski-atak-na-kota-domowego-to-juz-nawet-nie-paranauka.html

_____________

Poraża mnie nierzetelność i doktrynerstwo wypowiedzi prof. Wojciecha Solarza w wywiadzie udzielonym "Wyborczej" , w którym odpowiada on na apel Polskiego Towarzystwa Etycznego o cofnięcie decyzji Instytutu Ochrony Przyrody PAN klasyfikującej kota domowego jako obcy gatunek inwazyjny.

Decyzja ta pozostaje w jawnej sprzeczności z definicją zawartą w art. 3 pkt 2 unijnego rozporządzenia 1143/2014, na której rzekomo się opiera. Definicja ta brzmi: „gatunek obcy, którego wprowadzenie lub rozprzestrzenianie się zagraża – jak stwierdzono – bioróżnorodności i powiązanym usługom ekosystemowym lub oddziałuje na nie w niepożądany sposób".

Kot domowy nie spełnia warunków przytoczonej definicji, i to dwóch powodów.

Po pierwsze, wprowadzenie i rozprzestrzenianie się kotów w Europie Środkowej tysiące lat temu nie może obecnie nikomu zagrażać. Po tak długim czasie koty przestały być ekologicznie obce i stały się półrodzime, jak to zostało ujęte w Europejskiej Sieci Informacji o Gatunkach Obcych (EASIN). Co zostało wygodnie zignorowane przez prof. Solarza.

Po drugie, nieprawdą jest, jakoby stwierdzono, że koty domowe żyjące w Eurazji zagrażają bioróżnorodności - jeżeli termin "bioróżnorodność" stosuje się w sensie naukowym, a nie jako proporczyk poprawności politycznej biologów, ułatwiający paranaukowe publikacje.

Jak to delikatnie zauważył już w 1999 r. wybitny ekolog (uczony, nie aktywista) prof. dr hab. January Weiner, „wzbiera fala publikacji na temat bioróżnorodności, nie zawsze poprawnych metodologicznie". Fala ta przerodziła się w trwający festiwal paplania o bioróżnorodności, którego odpowiedź IOP PAN jest przykładem.

Według powszechnie przyjętej miary bioróżnorodności jest nią prawdopodobieństwo, że dwa wylosowane z próbki osobniki będą należały do różnych gatunków. Zatem bioróżnorodność jest tym większa, im więcej jest gatunków oraz im równiejszy jest rozkład ich liczebności.

Stąd zmniejszanie liczebności dominujących gatunków nie może bezpośrednio wpływać na bioróżnorodność, a teoretycznie może ją nawet zwiększać.

Polskie Towarzystwo Etyczne wzywa IOP PAN do formalno-naukowego zdefiniowania bioróżnorodności, która miałaby być zagrożona przez kota domowego na obszarze Eurazji.

I nie jest to z naszej strony akademicki puryzm pojęciowy, lecz opór wobec koniunkturalnego żonglowania naukowymi terminami, które ma napędzać politycznie poprawną doktrynę w ostateczności promującą eksterminację aktualnie niechcianych zwierząt - podobnie jak to robiono w stosunku do niechcianych grup ludzkich.

100 lat temu niechcianymi zwierzętami były wszystkie drapieżne ssaki i ptaki. Tępiono je bezlitośnie, również posługując się argumentacją naukową.

Obecnie czystki gatunkowe niechcianych, bo „obcych" ssaków i ptaków, napędzane są przez faszyzm środowiskowy konserwacjonistów z Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) i innych organizacji wyznających absolutny priorytet ochrony gatunku nad interesami osobnika.

Powszechnie wiadomo, że koty nieodpowiedzialnie zawleczone przez ludzi na wyspy (z Nową Zelandią na czele) dosłownie zjadały tam endemiczne gatunki ptaków, które nie były przystosowane do obrony przed lądowymi drapieżnikami - bo były częściowo lub całkowicie nielotne, a nawet nie bały się kotów. Również w Australii koty mają większy wpływ na miejscowe populacje niż na innych kontynentach, ponieważ drapieżnikami naziemnymi były tam prawie wyłącznie torbacze, średnio biorąc mniej sprawne od łożyskowych drapieżnych (Carnivora) powstałych na obszarze Eurazji.

Natomiast w Europie ptaki od trzeciorzędu narażone są na drapieżnictwo znacznie sprawniejszych od przeciętnego kota domowego żbików i łasicowatych (głównie kun).

Dla każdego przyrodnika te różnice wpływu kotów między kontynentami a wyspami powinny być oczywiste.

Mimo to autorzy większości publikacji o drapieżnictwie kota domowego, łącznie z polskimi audytorami kociej działalności (Krauze-Gryz i in. 2018), celowo dramatyzują sytuację, pisząc (zwykle we wstępie) o jego destrukcyjnej roli w skali światowej.

Z tego samego powodu posługiwanie się argumentem liczby rekordów znalezionych w Google Scholar na temat zagrożenia bioróżnorodności przez koty (pod hasłem „cat threat biodoversity") bez ograniczenia do obszaru jest w kontekście dyskusji o wpływie kotów na populacje ptaków w Europie gorzej niż nierzetelne. Co jednak nie przeszkadza prof. Solarzowi traktować tego jako ostateczny i niepodważalny, pitagorejski dowód inwazyjności kota domowego w Polsce.

A na wypadek gdyby kogoś to nie przekonało, mamy przecież dowód z nóg rokitniczki przyniesionych przez jakiegoś kota ponad 20 lat temu. Oczywiście przyczyna śmierci tego ptaka jest nieznana i przyniesienie samych nóg raczej nie wskazuje na kota, bo koty zwykle w całości zjadają drobne ptaki. Ale to nie przeszkadza prof. Solarzowi fantazjować, jakie to siedliska zagrożonych gatunków ptaków były przez tego kota spenetrowane w czasie polowania na rokitniczki (które w Polsce są liczne, a ich populacja oceniana jest jako stabilna lub lekko wzrostowa). Dalszą ocenę naukowości tego dowodu pozostawiamy czytelnikom.

Wobec ewidentnej słabości oskarżenia o szkodzenie różnorodności ptaków przywołany został żbik, który w skali kontynentalnej jest gatunkiem „najmniejszej troski", a więc niezagrożonym. 

To prawda, w Polsce i innych krajach Europy Zachodniej oraz Środkowej żbik został w XIX i początku XX w. wytępiony z wyjątkową zawziętością (którą teraz doktrynerzy z IUCN kierują na jenoty i szopy). Pozostały izolowane populacje, w Polsce - w Bieszczadach, które mogą faktycznie być zagrożone przez hybrydyzację z kotem domowym.

Jeżeli więc chcemy zachować polskie żbiki „czystej krwi", trzeba zainwestować w ich ochronę, a szczególnie izolować od osiedli ludzkich czy nawet lokalnie zabronić trzymania kotów. Jesteśmy za.
Ale nie jest to powód do piętnowania całego gatunku przez dekret technokraty, który nie widzi różnicy między przyzwoleniem na trudne do ograniczenia i w skali kraju na razie niemożliwe do wyeliminowania zło polowania przez koty a masowym zabijaniem szpaków przez ludzi dla rozrywki.

Koty w Europie nie są ani obce, ani inwazyjne - ani faktycznie, ani prawnie. Dyskusja o nich obnażyła jednak perfidię biopolityki uprawianej pod wodzą IUCN w stosunku do mieszczących się w tej kategorii zwierząt innych gatunków ssaków. Jako gorliwy egzekutor doktryny prof. Solarz podkreśla, że we wszystkim opiera się na przesłankach biologicznych. Ale zaraz dekretuje że „usługi ekosystemowe powinny [sic] być wyświadczane tylko przez organizmy, które w danym środowisku występują naturalnie". A jeżeli gatunki obce robią coś pożytecznego, czego robić jako takie przecież nie powinny - np. norki amerykańskie skutecznie ograniczają populację zwalczanych piżmaków, bo robiły to w Ameryce Północnej, skąd oba gatunki pochodzą - to nie można ich za to chwalić, bo są obce, czyli z definicji złe.

Powstała nawet baza danych pod piękną nazwą DAISIE (Delivering Alien Invasive Species Inventories for Europe) zawierającą opisy „inwazyjnych gatunków obcych" o charakterze paszkwili, które, jak w brudnej walce politycznej, oczerniają te gatunki, podając tylko ich oddziaływania negatywne (rzeczywiste i głównie domniemane). I rozmyślnie pomijając wszelkie, nawet znaczące wpływy pozytywne (jak w przypadku norek amerykańskich).

Tak jak w stosunku do niechcianych ludzkich imigrantów, jeżeli nawet nie ma negatywnych konkretów lub poszlak do oskarżeń, to zawsze pozostaje oskarżanie o przenoszenie chorób (coś nam to przypomina!), zwykle tych samych, które występują już u gatunków „rodzimych".
Taki konserwacjonizm nie jest nawet paranauką. Jest pomylonym doktrynerstwem, skondensowanym produktem monopolu etycznych analfabetów na „ochronę przyrody" i kształtowanie biopolityki wobec zwierząt.

A przecież nikt nie dał konserwacjonistom tego monopolu – sami go sobie przywłaszczyli pod pozorem uprawiania nauki. Nie sądzę, aby jakiekolwiek społeczeństwo chciało wydawać publiczne pieniądze na taką „naukę", gdyby wiedziało, na czym ona polega. Proponujemy zamówienie sondażu z podaniem informacji o rocznym budżecie Instytutu Ochrony Przyrody PAN.

Tymczasem Polskie Towarzystwo Etyczne powtórnie wzywa do wycofania się z piętnowania kotów. Jest to bezsensowny i nieodpowiedzialny wybryk.

Polskie Towarzystwo Etyczne: Sprzeciwiamy się piętnowaniu kotów jako inwazyjnych i obcych.

Wyrażamy zdecydowany sprzeciw wobec kategoryzacji kota domowego przez Instytut Ochrony Przyrody PAN w Krakowie jako "inwazyjnego gatunku obcego".

Prof. dr hab. Andrzej Elżanowski jest zoologiem. Wykłada na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Jest przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Etycznego.

___________________

https://wyborcza.pl/7,75400,28717060,polskie-towarzystwo-etyczne-sprzeciwiamy-sie-pietnowaniu-kotow.html

Instytut Ochrony Przyrody PAN głosi nieprawdę, twierdząc, że „istnieją jednoznaczne dowody naukowe na negatywny wpływ kota domowego na rodzimą różnorodność".

Tego dowodu ma dostarczać jedna jedyna publikacja pod sensacyjnym tytułem „Koty zabijają rocznie miliony kręgowców na polskiej wsi". Jej autorzy (Krauze-Gryz i in., 2018) oszacowali, że w całej Polsce koty wiejskie zabijają rocznie 583 mln drobnych ssaków (głównie gryzoni) i 135 mln ptaków.

Znaczy to, że tępione przez ludzi gryzonie przeważają nad ptakami w pokarmie kotów w stosunku 4:1. A dodatkowo okazało się, że ten stosunek wynosi nawet 10:1 u kotów wychodzących dalej w pole i przez to często zabijanych przez myśliwych.

Zatem koty spełniają rolę, która zadecydowała o ich udomowieniu. Czyli w dzisiejszej terminologii - świadczą wielkoskalowe „regulujące usługi ekosystemowe".
Jak zwykle w ksenofobicznej nagonce na gatunki obce spełniane przez nie usługi ekosystemowe są pomijane, bo są niewygodnie pozytywne.

Koty wpływają na gatunki synantropijne od tysięcy lat. Od liczb zabitej zdobyczy do dowodu na zagrażanie jednemu gatunkowi przez drugi daleka droga. Jak to pokazały liczne wcześniejsze badania (m.in. w Wielkiej Brytanii i Szwecji), koty zabijają najwięcej ptaków w czerwcu, a ich zdobyczą są głównie podloty pospolitych gatunków synantropijnych [przystosowanych do życia w środowisku przekształconym przez człowieka - przyp. red.]. Większość z nich i tak nie przeżyłaby do następnej wiosny.

Koty niewątpliwie mogą zmniejszać liczebność synantropijnych gatunków ptaków, ale nie oznacza to wpływu na naukowo zdefiniowaną bioróżnorodność.

Koty nie mogą też być główną przyczyną obecnych spadków liczebności tych gatunków, bo ograniczają je (zwłaszcza populacje wróbli) od stuleci.

Twardym faktem naukowym jest występowanie w Europie Środkowej kotów w obrębie i wokół osiedli ludzkich od tysiąca lat (w Europie Zachodniej co najmniej od dwóch tysięcy).
Przy braku śladowych dowodów na wytępienie jakiegokolwiek gatunku ptaka, czyli na rzeczywisty wpływ kotów na bioróżnorodność.

Zmniejszenie populacji wróbli, kosów, szpaków nie ma wpływu na naukowo rozumianą bioróżnorodność - nawet jeśli jest złe w innych wymiarach.

Koty nie mają najmniejszego wpływu na populację żadnego z gatunków ptaków opisanych w "Polskiej czerwonej księdze" jako gatunki zagrożone, narażone na wyginięcie lub bliskie zagrożenia.

Bez względu na ich doktrynalną kategoryzację koty od tysiąca lat nieuchronnie wpływają jako czynnik selekcyjny na populacje ptaków synantropijnych - podobnie jak inne drapieżne ssaki.

Dlatego Europejska Sieć Informacji o Gatunkach Obcych (EASIN) uznaje koty za „częściowo rodzime".

Ignorowanie tysiącletniej historii środkowoeuropejskich kotów i potraktowanie ich przez IOP PAN jako obce (neobionty) jest naukowo (ekologicznie) błędne - bez względu na opinie nienotowanych w bazie "Nauka Polska" naukowców, cytowanych przez "Gazetę Wyborczą".

"Wyborcza" przyłączyła się [tym samym] do kampanii piętnowania kotów za pomocą pseudonaukowej retoryki o "przynależności do przyrody".

Czy następnym krokiem będzie zaliczenie do gatunków obcych także kun domowych (Martes foina)? Przecież zasiedliły Europę Środkową parę tysięcy lat temu, korzystając z ludzkich osiedli zarówno do schronienia, jak i zdobywania pokarmu. A obszar obecnej północno-wschodniej Polski nadal zasiedlają.

Unia Europejska nie uznaje kotów za groźny gatunek. Mimo wielkiego nacisku na ochronę gatunkową, niewspółmiernie większego niż na ochronę dobrostanu zwierząt, Komisja Europejska nie zaliczyła kotów do „inwazyjnych gatunków obcych stwarzających zagrożenie dla Unii".

Nie zaliczyła właśnie dlatego, że nie ma dowodów na ich „znaczne niepożądane oddziaływanie na różnorodność biologiczną i powiązane usługi ekosystemowe".

A ewentualne zaliczenie ich do tej kategorii nie mogłoby „zapobiec ich wprowadzeniu, osiedleniu się i rozprzestrzenieniu" (art. 4 ust. 3 punkty c i d rozporządzenia 1143/2014).

Warunek możliwości zapobieżenia wprowadzeniu, osiedleniu się i rozprzestrzenieniu pokazuje, że zaliczanie jakichkolwiek gatunków udomowionych do kategorii „inwazyjnych gatunków obcych" jest pozbawione sensu. Ich rzekoma inwazyjność jest pochodną skrajnej inwazyjności gatunku Homo sapiens i zależy w pierwszym rzędzie od sposobu postępowania ludzi, którzy od dawna zasiedlają Eurazję wraz z ich domowymi zwierzętami. A nie od cech gatunkowych zwierząt udomowionych umożliwiających przemieszczanie się i zasiedlanie nowych obszarów.

Niezależnie od wpływu kotów na populacje ptaków zabijanie ptaków przez koty jest bezdyskusyjnym, wielowymiarowym, ogromnym złem - zarówno ze względu na samoistną wartość życia i cierpienia każdego ptaka jako doznającego podmiotu, jak i wartość pochodną ptaków dla ekosystemów i tę bezpośrednio doznawaną przez ludzi.

Zapewne nie da się tego zła całkowicie wyeliminować, podobnie jak innych źródeł zła (choćby ludzkiej przestępczości) wynikających ostatecznie z ewolucji napędzanej przez dobór naturalny.

Ale można i trzeba to zło radykalnie ograniczyć - pod warunkiem niepowielania doznawanego zła przez krzywdzenie kotów, których samoistna wartość życia nie wydaje się mniejsza od ludzkiej.
Najważniejszym humanitarnym środkiem zaradczym jest zmniejszenie liczebności kotów przez sterylizację, która w Polsce powiatowej działa bardzo słabo i zapewne nie poprawi się bez reformy obecnego systemu zapobiegania bezdomności zwierząt, niefortunnie powierzonego ustawowo gminom bez ustanowienia efektywnego nadzoru. Ten system powinien być radykalnie ulepszony wspólnymi siłami obrońców zwierząt i wyznawców bioróżnorodności (ochroniarzy gatunków).

Ale skuteczne i humanitarne zapobieganie bezdomności zwierząt wymaga minimum troski i poszanowania ich życia – stygmatyzacja kotów jako obcych inwazyjnych na pewno w tym nie pomaga. I jeszcze potęguje niesłabnący zapał do ich prześladowania przez myśliwych.

Poza tradycyjną wrogością myśliwych potwornie prześladowane przez wieki koty są nadal obiektem nienawiści grup pomyleńców (np. „Ludzie przeciw kotom").

Będą oni nakręcać się ksenofobiczną retoryką o złych, bo inwazyjnych obcych mających „negatywny wpływ na rodzimą przyrodę" (cytat z komentarza IOP PAN).

Troszczmy się i o ptaki, i o koty.

Trzeba uniemożliwiać, a przynajmniej ograniczać kotom polowanie poza domem. Trzeba do tego nakłaniać opiekunów czy towarzyszy życia kotów – kochane i zadbane koty mogą być szczęśliwe bez polowania, co twierdzę jako ich wieloletni opiekun (obecnie mamy z żoną pięcioro).

Dlatego pilnie potrzebna jest intensywna kampania uświadamiająca opiekunów, a nie piętnowanie kotów.

Ale trzeba też sobie uświadomić twardą prawdę, że ograniczenie kotom polowania jest nie do pogodzenia z ich dotychczasową gospodarczą funkcją łowców gryzoni.

Tradycyjnie koty były traktowane przez większość mieszkańców wsi jako łatwo zbywalne, bo dostępne w nadmiarze rodentycydy.

Jak potwierdzają przytoczone badania, wiejskie koty w większości (80 proc.) są raczej tolerowane niż utrzymywane i karmione resztkami - co zwykle oznacza krótkie życie i złą śmierć. Nie można jednak spodziewać się szybkiej zmiany tego stanu rzeczy. A demonizacja kotów tylko zwiększa prześladowanie tych spotkanych poza wsią.

Dlatego wszyscy, którym na sercu leży los ptaków i kotów, powinni zjednoczyć się w celu ograniczenia rozrodu kotów poprzez ich sterylizację, jak również społeczne napiętnowanie i przynajmniej ograniczenie komercyjnych hodowli kotów.

Wobec braku przesłanek naukowych i prawnych oraz wobec silnych przeciwwskazań etycznych i społecznych napiętnowanie przez IOP PAN kota domowego jako gatunku obcego inwazyjnego jest nieuzasadnione i nieodpowiedzialne. Wzywamy do wycofania tej decyzji.

---

O kotach i ludziach, czyli człowiek zawinił, kota powiesili. 

Oto genialny w swojej prostocie pomysł na odkupienie naszych przewin wobec dzikiej przyrody. Złożymy jej w ofierze kota domowego.

Władze Walldorf w Niemczech chcą zakazać wypuszczania kotów z domów . Za kota przyuważonego z ptaszkiem w pysku właściciel (kota) zapłaci karę w wysokości nawet 50 tys. euro.

Powód?

Kot domowy (Felis catus lub Felis silvestris catus) to gatunek inwazyjny, który na podbitych przez siebie terytoriach zabija miliony ptaków, ssaków i gadów.

Z szacunków polskich naukowców wynika, że nasze koty wiejskie co roku pożerają 583 mln drobnych ssaków i 136 mln ptaków.

Z kolei uczeni z USA szacują tamtejsze roczne kocie ofiary na 6-22 mld ssaków i 1-4 mld ptaków.

Doprawdy, są to liczby, które robią wrażenie. Szczególnie kiedy jest się miłośnikiem ptaków.
Bo myszy, norniki i szczury rzadziej uważamy za piękne i wymagające naszej łaskawej ochrony (nie wspominając o miliardach zwierząt hodowlanych , które służą nie tylko za ludzką, ale i kocią karmę).

Czy jednak kot domowy zagraża przetrwaniu innych gatunków?

To zależy.

W 2016 r. naukowcy z Australii i Nowej Zelandii oszacowali liczbę gatunków ptaków, ssaków i gadów, do których wymarcia albo zagrożenia wymarciem doprowadziło 30 inwazyjnych gatunków drapieżnych ssaków: przede wszystkim koty, gryzonie (te pierwsze polują też na te drugie), psy (w Australii toczy się debata, czy dingo to skarb narodowy, czy szkodnik ) i świnie. Uczeni naliczyli 142 gatunki wymarłe i 596 zagrożonych.

Kiedy jednak przyjrzymy się danym dotyczącym poszczególnym kontynentom, to okaże się, że zagrożenie dotyczy głównie Ameryki Środkowej, Australii, a także wysp Oceanu Spokojnego i Indyjskiego. A więc rejonów, do których europejska cywilizacja rolnicza dotarła dopiero kilkaset lat temu.

W Europie gatunki wybite albo zagrożone przez wszystkie 30 gatunków inwazyjnych drapieżnych ssaków można policzyć na palcach jednej ręki.

I tak wracamy do naszego morderczego mruczka .

Pochodzący od afrykańskiego kota nubijskiego (Felis silvestris lybica) kot domowy dotarł do Europy razem z anatolijskimi rolnikami już 9 tys. lat temu. Na tereny dzisiejszej Polski pierwsi rolnicy doszli tysiąc lat później – wiemy o tym dzięki zostawionym przez nich śladom serowarstwa i pszczelarstwa .

Europejska dzika przyroda miała więc dużo czasu, żeby się przystosować do obecności nowego drapieżnika.

Który zresztą w wielu jej rejonach (tam, gdzie są mroźne zimy) nie jest w stanie poradzić sobie bez ludzi.

Czy zatem kot domowy może być nadal dla niej zagrożeniem? Nawet jeśli rzeczywiście może być zagrożeniem dla gatunków żyjących na lądach niedawno podbitych przez Europejczyków?

Co prowadzi nas do gatunku, który tak naprawdę dzikiej przyrodzie zagraża. I który sprytnie wymiksował się ze stworzonej przez siebie definicji gatunku inwazyjnego. Według Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody gatunek inwazyjny to obcy dla danego ekosystemu gatunek, który został w nim introdukowany i sprawia problemy tym lokalnym.

Innymi słowy – Homo sapiens, który odpowiada za dramatyczne szkody wyrządzone dzikiej przyrodzie na całej Ziemi , w tym za obecne szóste wymieranie gatunków, nie może być uznany za inwazyjny. Ludzi nikt przecież nie introdukował, sami się rozleźli.

Dzięki temu logicznemu saltu mamy więc genialny w swojej prostocie pomysł na odkupienie naszych przewin wobec dzikiej przyrody. Złożymy na jej ołtarzu kota domowego. A także inne gatunki inwazyjne, które rozwlekliśmy po świecie. Jesteście gotowi na wyrżnięcie rosnących w Polsce robinii akacjowych?

Człowiek nie byłby sobą – czyli rozpolitykowaną małpą – gdyby nie próbował uzyskać rozgrzeszenia cudzym kosztem. Oczywiście, kosztem słabszego. Słabszy zawsze obrywa – tak było, jest i będzie.

Znaleźliśmy więc kota do bicia.

Tylko czy dzięki zniewoleniu kotów w domu zapobiegniemy szóstemu wielkiemu wymieraniu gatunków i uda nam się nie popełnić ekologicznego samobójstwa (ekocydu) ?

Wróćmy do Niemiec. Badania pokazują, że w ciągu trzech ostatnich dekad biomasa owadów latających w strefach ochrony przyrody w tym kraju zmniejszyła się o przeszło trzy czwarte .

Na naszych oczach w Europie znika więc podstawa piramidy troficznej. Owady stanowią przeszło połowę znanych nauce gatunków roślin i zwierząt. Nie tylko zapylają rośliny oraz same są pokarmem m.in. dla ptaków, ale i rozdrabniają martwą materię organiczną, wprowadzając ją ponownie do obiegu węgla w przyrodzie. Bez nich życie, jakie znamy , umrze.

Za zagładę owadów odpowiadają zaś intensywne rolnictwo i globalne ocieplenie . A więc nie kot, tylko ktoś. Człowiek.

Zamiast jednak spojrzeć sobie prosto w oczy, wolimy grać w kotka i myszkę i ekościemniać , bo przecież jakoś to będzie. To magiczne myślenie źle wróży przyszłości nie tylko kotów, ale i ptaków. Oraz ludzi. Szczury sobie poradzą .

https://wyborcza.pl/7,75400,28562054,o-kotach-i-ludziach-czyli-czlowiek-zawinil-kota-powiesili.html

---

Ludzie! Odpieprzcie się od kotów i zajmijcie się sobą To tragikomedia i groteska, kiedy człowiek poucza kota, żeby się ograniczył.

Człowiek to zwierzę obłąkane obsesją kontroli swojego otoczenia. Już nomadzi ze społeczności zbieracko-łowieckich starali się dostosować środowisko naturalne do siebie. Choć ich możliwości czynienia sobie Ziemi poddaną były mocno ograniczone - do ognia i włóczni oraz atlatla czy łuku - to wystarczyły, by doprowadzić do zagłady dużych zwierząt na nowo podbijanych kontynentach .

Ludzkie możliwości dostosowywania otoczenia do siebie (zamiast dostosowywania siebie do otoczenia) mocno się zwiększyły po opanowaniu sztuki uprawy roli i hodowli zwierząt blisko 11,5 tys. lat temu. Rewolucja rolnicza, która wtedy wybuchła na Bliskim Wschodzie, przetoczyła się potem przez cały świat niczym tsunami, nadając nowy wygląd lądom, a w końcu zmieniając nawet ekosystemy oceanu.

https://wyborcza.pl/7,75400,27308893,ludzie-odpieprzcie-sie-od-kotow-i-zajmijcie-sie-soba.html

Do dziś ludzkie pracowite ręce przekształciły aż 77 proc. lądów (nie licząc Antarktydy; ale od wybuchu rewolucji przemysłowej zmieniamy Ziemię na wielką skalę za pomocą wywołanego przez nas globalnego ocieplenia) i 87 proc. powierzchni oceanu. W efekcie ziemska biosfera straciła 83 proc. biomasy dzikich ssaków i blisko 40 proc. biomasy dzikich gatunków roślin. A ludzie i ich zwierzęta hodowlane stanowią łącznie blisko 96 proc. biomasy wszystkich ssaków żyjących obecnie na Ziemi .

Naukowcy, w tym międzynarodowe organizacje, jak Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych , alarmują, że mamy ostatnią szansę na restaurację dzikiej przyrody. Bo bez niej prawdopodobnie i my nie przetrwamy. Natura to system naczyń połączonych, utrzymywany w ruchu (przy życiu) przez przepływ materii pomiędzy organizmami. Kiedy ten przepływ ustaje, życie umiera - niczym gospodarka, w której ustanie przepływ pieniądza.

Wyzwanie przed ludzkością stoi więc olbrzymie. Jeśli chcemy ocaleć, musimy ocalić dziką przyrodę.
Jak możemy ją ocalić?

Możemy to zrobić jedynie poprzez rozsądne samoograniczenie się.

Człowiek nie byłby jednak sobą, gdyby nie zrzucał odpowiedzialności na kogoś innego. Po co my mamy się ograniczyć, skoro możemy ograniczyć kogoś innego?

Chłopcem do bicia stały się ostatnio koty, tzw. domowe.

Kot (Felis catus lub Felis silvestris catus) został udomowiony na Bliskim Wschodzie wkrótce po rewolucji rolniczej . Genetycy dowiedli, że jego w pełni dzikim najbliższym kuzynem (bo w końcu kot domowy, w przeciwieństwie do psa, jest tak naprawdę półdziki ) jest żyjący w Afryce kot nubijski (Felis silvestris lybica).

Kiedy ok. 9 tys. lat temu rolnicy z Anatolii ponieśli swoją kulturę i swoje geny do Europy, zabrali ze sobą i koty. Na tereny dzisiejszej Polski pierwsi rolnicy dotarli już blisko 8 tys. lat temu - wiemy o tym dzięki zostawionym przez nich śladom serowarstwa i pszczelarstwa .

Obecnie koty są czasem uznawane za jeden z wielu tzw. gatunków inwazyjnych - przywleczonych przez człowieka i podbijających obce dla siebie ekosystemy.

No i koty to mordercy (uwaga, ironia)! Jak wyliczają naukowcy, na podbitych przez siebie terytoriach zabijają rocznie dziesiątki milionów ptaków i małych ssaków.

Czas więc pali, należy czym prędzej rozwiązać koci problem! Przecież życie ptaków i gryzoni jest ważniejsze od życia kotów. Słyszymy więc, że koty powinny być sterylizowane, zamykane w aresztach domowych, ewentualnie wypuszczane na zewnątrz w obrożach z dzwonkami. A ludzie, którzy pozwalają im swobodnie się szwendać (i mordować!), są co najmniej nieodpowiedzialni.

Trzeba jednak szanownym zielonym hunwejbinom przypomnieć, że koty domowe nie znalazły się w Europie i na innych kontynentach ze swojej winy. Ktoś je tu dla własnego zysku przywlókł.

Zatem naprawdę brzmi to tragikomicznie i groteskowo, kiedy syty, a nawet przesycony człowiek poucza kota, żeby się ograniczył. Kiedy swoją obsesją kontroli zalewa resztę przyrody, a zapomina o sobie. W końcu to ludzi jest już na Ziemi przeszło 7,8 mld. A, jak się szacuje, światowa populacja kotów jest ponad dziesięciokrotnie mniejsza.

Koty nie budują też miast i fabryk, nie kierują samochodami, nie wycinają lasów, nie zatruwają powietrza, wody i gleby, nie zmieniają klimatu, nie doprowadzają (przynajmniej w Polsce) do zagłady całych gatunków. Dlaczego więc to koty mają płacić za błędy najbardziej inwazyjnego gatunku na świecie, który na dodatek miał czelność sam siebie nazwać rozumnym?

Atak na koty - jako zagrożenie dla bioróżnorodności - brzmi jak ponury żart obłąkanych.

Chcesz pouczać koty, jak mają żyć? Zacznij od siebie. Na początek choćby schudnij. Ziemia odetchnie.

***
Cała prawda o zwierzętach, ich prawach i ochronie. 

Autorka książki „Szczęśliwy kot” Dorota Sumińska także jest oburzona decyzją Polskiej Akademii Nauk. Jak ona podkreśla (i my również w jej argumentacji zgadzamy się), że tak naprawdę są inne przyczyny kurczenia się bioróżnorodności wśród ptaków, a za przykład podaje się m.in. zanieczyszczenie środowiska, wycinanie drzew, wiatraki produkujące prąd, linie wysokiego napięcia, samochody, gołębie miejskie, które wypędzają wróble z ich przestrzeni i człowiek, a dokładnie jego działalność ingerująca w przyrodę.

Czy człowiek znajduje się na liście nieinwazyjnych gatunków obcych?

– i powyższym argumentem uważamy, że kotom niesłusznie przypisano zbyt dużą winę.

jueves, 16 de junio de 2022

Co łączy koty i ludzi

Co łączy ludzi i koty? Zaskakujące podobieństwa!

Człowiek i kot mają wiele wspólnego – myślą podobnie, czerpią wiedzę z doświadczenia, przeżywają żałobę po bliskiej osobie, cierpią na te same choroby. Co jeszcze łączy ludzi z tymi niezwykłymi zwierzętami?

Koty często wydają się nam zdystansowane, pogrążone „w swoim świecie”. Pozory mylą! Poniżej przedstawiamy zaskakujące podobieństwa między kotami i ludźmi. Co nas łączy?

🐾 Geny. Badanie genomu z 2007 roku wykazało, że około 90% genów u kota jest podobnych do genów ludzkich. Dla porównania – podobieństwo z genomem psa wynosiło tylko 81,9%, a szympansa 78,8%.

🐾 Mózg. Zdarza się, że nasz kot dostaje głupawki. Biega po mieszkaniu, rozwija niesamowite prędkości, nie wyrabia się na zakrętach, skacze po ścianach. Do tego zdarza mu się wejść w dialog z samym sobą, żeby po chwili zdecydować się znów przebiec pokój wzdłuż i wszerz. W takich chwilach zaczynamy się zastanawiać, czy z naszym mruczkiem aby na pewno jest wszystko w porządku i czy jego mała główka dobrze pracuje. Okazuje się jednak, że jest sporo podobieństw między mózgiem kocim a ludzkim!

Dr Nicholas Dodman – jeden z najbardziej znanych i cenionych behawiorystów weterynaryjnych na świecie – wyjaśnia, że mózgi kotów pracują w podobny sposób, co mózgi ludzi. Podobnie jak człowiek, koty posiadają cztery płaty kory mózgowej: skroniowy, potyliczny, czołowy i ciemieniowy. Dr Dodman dodaje także, że:

Koty wydają się myśleć w ten sam sposób co ludzie, częściowo dzięki podobieństwu neuroprzekaźników. Koty postrzegają świat poprzez te same zmysły co człowiek i podobnie przetwarzają informacje, które zostają przekazane przez zmysły do mózgu.

🐾 Wspomnienia. Koty, podobnie jak ludzie, posiadają także pamięć krótko- i długotrwałą. W bardzo ciekawy sposób o kocich wspomnieniach pisze dr Dodman w swojej książce „The Cat Who Cried For Help”.

Przedstawia w niej kilka intrygujących historii kotów i ich nietypowych zachowań. Jedna z opowieści dotyczyła kota, wyjątkowo przywiązanego do swojego właściciela. Niestety, pewnego dnia opiekun zmarł – śmierć nastąpiła w sypialni, w domu właściciela. Dokładnie przez rok od śmierci swojego pana kot nie wchodził do tego pokoju. Dopiero w rocznicę śmierci właściciela zwierzę weszło do sypialni i położyło się na łóżku.

🐾 Czerpanie wiedzy z doświadczenia. Podobno największą sztuką jest uczyć się na cudzych błędach. I chociaż ludzie nierzadko mają z tym problem, koty zdecydowanie wyprzedzają ich w tej umiejętności.  Pam Johnson-Bennett, certyfikowana konsultantka ds. kocich zachowań, a także autorka bestsellerów, mówi:

🐾 Koty cały czas się uczą. Każde doświadczenie uczy je, czy coś jest pozytywne, negatywne czy nieistotne. My, ludzie, podobnie jak koty staramy się powielać zachowania, które mają pożądane dla nas konsekwencje, a także unikać tych doświadczeń, które są nieprzyjemne lub w jakiś sposób nam zagrażają.

Samantha Martin – trenerka kotów – tłumaczy też, że koty, tak jak ludzie, a zwłaszcza małe dzieci, uczą się poprzez obserwowanie dorosłych i naśladowanie ich. Kociaki zdobywają doświadczenie dzięki temu, że obserwują, co robią dorosłe koty i za co są nagradzane, a następnie same starają się robić podobne rzeczy.

Wiele z moich kotów nauczyło się sztuczek, których z nimi nie trenowałem, tylko dzięki wielokrotnemu oglądaniu, jak robi to inny kot.

Dr Dodman wspomina incydent, który miał miejsce na wystawie kotów w Teksasie. Opisywał, że na wystawie został ustawiony tor przeszkód dla kotów. Koty przechodziły tor dzięki osobie, która zachęcała je do tego szeleszczącą saszetką. Dr Dodman komentował, że początkowo nie było to zbyt imponujące, bo koty zwyczajnie podążały za czymś atrakcyjnym. Zdziwienie nastąpiło w momencie, kiedy kot, któremu już raz udało się pokonać niełatwy tor, wrócił na niego ponownie i powtórzył trasę bez pomocy saszetek. Wniosek był prosty – okazało się, że nie dość, że koty potrafią się uczyć i zapamiętywać, to jeszcze robią to bardzo szybko i sprawnie.

🐾 Przywiązanie.  Koty stereotypowo postrzegane są jako powściągliwe, zdystansowane, czasem wręcz lekceważące. Należy pamiętać, że to, że my je tak postrzegamy, nie znaczy, że takie są w rzeczywistości! Koty to zwierzęta społeczne, które potrzebują tyle samo miłości i towarzystwa, co ludzie. Podobnie jak my, koty okazują uczucia na różne sposoby i warto przypominać sobie o tym za każdym razem, gdy mruczek odrzuci czyjąś uwagę lub wyda się poirytowany. Zaskakujące podobieństwa między kotami i ludźmi to też przywiązanie i sposoby okazywania czułości.

Pam tłumaczy, że niektóre koty, żeby zaspokoić swoją potrzebę czułości, potrzebują bliskiego kontaktu fizycznego. Niektóre lubią być przytulane, inne wolą delikatny dotyk. Może to być także dużo subtelniejszy kontakt, np. siedzenie blisko siebie. Zarówno koty, jak i ludzie – w zależności od swoich preferencji – będą potrzebować innego stopnia bliskości.

Nie wszyscy ludzie lubią kontakt fizyczny. Podobnie jest z kotami. Co więcej, bardzo łatwo jest przeoczyć niektóre sposoby okazywania uczuć przez koty, takie jak przebywanie w pobliżu, zrelaksowana postawa ciała, mruczenie lub powolne mruganie oczami.

🐾 Choroby. Kolejną cechą – tym razem negatywną – która zbliża koty do ludzi, są wspólne choroby. Koty cierpią na otyłość, cukrzycę, choroby serca, tarczycy i nowotwory. Jeśli mruczek zachoruje na jedną z „ludzkich” chorób, czasem weterynarz zaleca te same leki. Przykładowo, kotu z cukrzycą podawane są zastrzyki z insuliny.

Przenoszenie chorób. Oprócz tego, że koty są nosicielami chorób typowych dla ludzi, mogą również przenosić na nas choroby znane jako choroby odzwierzęce. Schorzenia przenoszone przez koty to na przykład choroba kociego pazura, bąblowica, toksoplazmoza, wścieklizna czy grzybica strzygąca.

🐾 Problemy ze zdrowiem psychicznym.  Dr Dodman uważa, że koty mogą cierpieć na te same problemy psychiczne co ludzie. Co więcej, w przypadku wystąpienia danej choroby, koty mogą mieć bardzo podobne objawy co człowiek i reagować na te same leki. Koty, które mają problemy ze zdrowiem psychicznym, bywają niespokojne, mogą mieć fobie, a nawet zaburzenia lękowe.

🐾 Złamane serce.  Po śmierci opiekuna lub kociego towarzysza, koty potrzebują czasu na przeżycie straty. To kolejna cecha, która zbliża te zwierzęta do ludzi. Wbrew pozorom, koty bardzo przywiązują się do swojego domowego „stada” i kiedy jakiś członek odchodzi, ciężko jest nie tylko ludziom, ale również kotu. Często właściciele, którzy musieli pożegnać jedno ze swoich domowych zwierząt i sami czują pustkę, próbują zażegnać smutną atmosferę, kupując nowego kota. Mimo dobrych intencji nie zawsze będzie to jednak właściwe rozwiązanie – pojawienie się nowego kota może bowiem tylko pogorszyć sytuację. Pam Johnson-Bennett tłumaczy:

Chociaż nie okazujemy żalu w taki sam sposób jak koty, razem dzielimy taką samą stratę i ten sam emocjonalny ból.

🐾 Osobowość.  Koty, podobnie jak ludzie, mogą być introwertykami lub ekstrawertykami. Każdy kot ma swoją indywidualną naturę i niepowtarzalną osobowość. Potwierdzają to badania, które zostały przeprowadzone na kotach w celu określenia ich cech charakteru. Okazało się, że koty posiadają kombinację trzech głównych cech: uważność, towarzyskość oraz łagodność. Według dr Dodmana – wspomnianego już wcześniej badacza kocich zachowań – są to cechy, które występują również u ludzi.

 Istnieje więcej podobieństw niż różnic pomiędzy kotami i ludźmi – podsumowuje dr Dodman.

Przysłowia z różnych stron świata

Stare przysłowia z różnych stron świata. Najstarsze mądrości z różnych stron świata... - Są wciąż na czasie... Przysłowia są skarbnicą mądrości, wyrażającą prawdy, oparte na zdrowym rozsądku lub doświadczeniu, często metaforyczne, proste i wnikliwe. Starożytni Grecy uważali, że pochodzą od bogów. Nic dziwnego, wywodzą się przecież z wielowiekowej tradycji, historii i literatury, a najstarsze znane nam ma aż 3800 lat.

Przysłowia zawierają ważne myśli albo przesłania, odnoszą się do zjawisk przyrody, opisują cechy fizyczne lub psychiczne ludzi i zwierząt. Mają charakter wskazówek i przestróg — radzą, jak unikać kłopotów oraz jak żyć, aby być w zgodzie ze sobą, naturą i z innymi. Pozwalają w prosty sposób zdefiniować niekiedy bardzo skomplikowane sprawy czy normy moralne.

Najstarsze znane przysłowie ma 3800 lat. 

Jakże wciąż aktualne jest najstarsze na świecie przysłowie, którego historia sięga roku 1800 p.n.e., kiedy starożytny król Asyrii, Šamši-Adad, twórca potęgi państwa staroasyryjskiego, napisał na glinianej tabliczce w języku sumeryjskim do swojego najmłodszego syna i wicekróla w Mari Yasmah-Addu, doradzając mu, aby nie postępował pochopnie. Przysłowie to zostało udokumentowane w późniejszych epokach, na terenach od Bliskiego Wschodu i północnego zachodu Afryki, aż po Europę. Ponieważ pomiędzy tymi regionami istniały starożytne szlaki handlowe, to występuje ono zarówno w Wielkiej Brytanii, jak również w Etiopii i daleko na wschodzie, jak np. w Pakistanie.

lunes, 13 de junio de 2022

Strzyżenie męskie, jak obciąć włosy maszynką

Strzyżenie męskie, czyli jak obciąć włosy maszynką fryzura / technika Buzz Cut - rodzaje i jak zrobić:

Fryzury w stylu buzz cut są integralną częścią wizerunku przede wszystkim wojska. Ponieważ dla mężczyzn tego zawodu istnieją pewne zasady dotyczące wyglądu. Również fryzury wojskowe są nieodłączne dla wielu sportowców ze względu na ich wygodę. I generalnie cieszą się dużą popularnością wśród mężczyzn, zwłaszcza tych prowadzących aktywny tryb życia i cierpiących na brak czasu, ponieważ wybór jest szeroki, a same fryzury są bardzo praktyczne.

Styl buzz cut nie ma wyraźnych granic. Tutaj znajdziesz fryzury o różnych długościach i kształtach. Łączy je takie wspólne cechy, jak surowość, schludność, minimalny czas na wyjście, maksymalna wygoda.


Strzyżenie męskie Buzz Cut.

Strzyżenie buzz cut lub fryzura na rekruta to amerykańska klasyczna krótka fryzura dla mężczyzn (włosy tej samej długości są równomiernie rozłożone na całej głowie) . Wykonywana jest za pomocą maszynki do strzyżenia włosów. Cięcie buzz cut można również łączyć z niskim, średnim lub wysokim stopniem. Być może najlepszą rzeczą w tej fryzurze jest brak stylizacji. Wyobraź sobie, że budzisz się rano i już jesteś gotowy do pracy. Kolejną zaletą jest to, że fryzura jest świetna dla mężczyzn z cofającymi się liniami włosów.

sábado, 28 de mayo de 2022

Kocia miłość i kocie emocje

Kot cię podgryza lub ugniata łapkami? Sprawdź, co to oznacza. Niektórym wydaje się, że koty nie potrafią okazać uczuć swoim opiekunom. Jeżeli też należysz do tego grona, jesteś w dużym błędzie! Oznaki kociej miłości wbrew pozorom są bardzo wyraźne. Jak kot okazuje miłość do człowieka? Kiedy rozpoznać przywiązanie kota do domowników? Jakie uczucia okazuje człowiekowi? Dowiedz się, co oznaczają niektóre kocie gesty i w jaki sposób poznać, że kot naprawdę kocha.

Koty okazują uczucia różnymi gestami. Kocia miłość krok po kroku. Czy koty pokazują swoje przywiązanie?

Oczywiście, że tak. Utartym schematem jest uznawanie kotów za bezwzględnych samotników. Koty nie są może tak wylewne jak psy, jednak naprawdę mają uczucia. Koty skupiają się z reguły na swoim towarzystwie i chętnie spędzają czas z przedstawicielami swojego gatunku. Czasami przyjaźń między kotami jest bardzo głęboka i gdy jedno zostanie nagle odseparowane od drugiego, może to skutkować depresją u czworonoga. Niech więc nikomu nie wydaje się, że kot nie kocha. Mruczące zwierzaki mają w sobie mnóstwo uczuć, jednak nie zawsze lokują je w człowieku.

Kocia natura jest jaka jest. To nie wina czworonogów, że preferują własny gatunek. Trzeba przyznać jednak, że koty są bardzo wrażliwe i mądre, a także zdolne do okazywania uczuć również ludziom. Robią to jednak zupełnie inaczej niż psy. Koty mają swój indywidualny sposób na wyznawanie przywiązania do człowieka. Szukają z nim kontaktu, ale swoimi metodami. Postaramy się wyjaśnić jak rozpoznać, że kot kocha opiekuna, albo przynajmniej go lubi i szanuje.

Jak kot okazuje miłość? Sprawdź, co oznaczają kocie gesty. Niektórym kocim właścicielom ciężko jest rozszyfrować zachowania czworonogów. Jeżeli kot spędza czas blisko człowieka, oznacza to, że szuka jego towarzystwa. Nie odchodząc od właściciela i stąpając za nim krok w krok, pokazuje, że chce być blisko i że darzy go sympatią. Kot wyraża swoje uczucia również poprzez nawiązywanie kontaktu fizycznego, a więc przytula się i wskakuje na kolana, niekiedy rozciągając się na nich bez skrępowania. Oznacza to, że kot ufa człowiekowi. Gdy mruczący przyjaciel zaczyna się ocierać o nogi właściciela, pokazuje, że chce zacieśnić z nim więzi. Przy okazji wymienia się zapachem, który zostaje na ciele opiekuna.

Bardzo często koty trącają ludzi głową, gdy chcą im okazać sympatię. Niektóre wskakują opiekunom do łóżka — zwłaszcza te najbardziej przywiązane do ludzi. Kot okazuje miłość również poprzez lizanie właściciela po włosach, twarzy lub rękach. Jest to oznaka ogromnego zaufania i szacunku do człowieka. Często kot ugniata też opiekuna łapkami, co jest wyrazem poczucia szczęścia i bezpieczeństwa. Wbrew pozorom koty przejawiają miłość również poprzez lekkie podgryzanie.

Popularne posty