Szukaj tematu w zasobach archiwum

viernes, 2 de septiembre de 2016

Stefan Ossowiecki: inżynier od jasnowidzenia

Stefan Ossowiecki: inżynier od jasnowidzenia. Postawny i jasnooki, a nawet – jak powiadali – jasnowidzący. II RP uznała inżyniera Stefana Ossowieckiego za geniusza, bezprecedensowy fenomen. Bodaj żadne inne medium, żaden inny telepata, wróż czy wieszczka nie dorównali mu sławą i umiejętnościami. Szturmem zdobył warszawskie salony, przeprowadzał doświadczenia z marszałkiem Piłsudskim, a jego poczynaniom przyglądali się naukowcy z wielu stron świata. Sam nieustannie powtarzał: "trzeba badać i niczemu się nie dziwić".

Jeszcze w 1920 roku Ossowiecki przeprowadził swoje pierwsze doświadczenie z marszałkiem Piłsudskim. Na życzenie samego naczelnika państwa odczytał zawartość zapieczętowanej koperty. Zjawiska nadprzyrodzone w dwudziestoleciu międzywojennym wielu traktowało z naukowym pietyzmem. Czy stąd popularność Ossowieckiego?

Czy mamy pojęcie?

Jako jasnowidz Stefan Ossowiecki na pewno nie był specjalistą od przyszłości, zresztą sam podkreślał, że nie miał wielkich zdolności do jej przepowiadania. Znacznie bliższe było mu eksplorowanie przeszłości, widzenie i wyczuwanie tego, co niemożliwe do zobaczenia ludzkim okiem, pojęcia racjonalnym umysłem.

Jego paranormalne zdolności miały być doprawdy rozległe. Przypisywano mu umiejętności telepatyczne, telekinetyczne, eksperymenty z bilokacją i eksterioryzacją. Najlepiej udokumentowany obszar jego niecodziennych zdolności to kryptoskopia (Ossowiecki miał odczytywać pismo i znaki, oczywiście nie widząc ich). Szeroko opisywane były także zdolności psychometryczne tego inżyniera. Przez kontakt z przedmiotami był ponoć w stanie docierać do miejsc i zdarzeń, łamiąc prawa czasu i przestrzeni.

"Czy mamy dokładnie pojęcie, co to jest energia, elektryczność, ciepło? A co to jest siła ciążenia? Co dzień, w każdej chwili mamy z tym do czynienia, a czy to nas dziwi?" – pisał w obronie metapsychiki. Zjawiska nadprzyrodzone, których obszarem miała być ludzka psychika, w dwudziestoleciu wielu traktowało z naukowym pietyzmem. Rodzące się od II połowy XIX wieku na Zachodzie zainteresowanie wszystkim, co wykraczało poza zmysłowe poznanie, zawładnęło także salonową codziennością kraju, który po tak długim czasie odzyskał swoją niepodległość. Na fali owego boomu spirytystycznego wypłynęło wiele talentów, choć w głowach ówczesnym mącił też niejeden hochsztapler. Do której z grup mógł zaliczać się inżynier Ossowiecki?

Pół minuty, najwyżej minuta

Stefan Ossowiecki przyszedł na świat 22 sierpnia 1877 roku w Moskwie. Jego rodzina pochodziła z Polski. Ojciec Stefana, Jan Ossowiecki, był inżynierem technologiem, niegdyś asystentem Dmitrija Mendelejewa (co ciekawe, też żywo zainteresowanego zjawiskami paranormalnymi), następnie założycielem pokaźnej fabryki chemicznej. Matka Ossowieckiego, Bona Newlin-Nowohońska, której rodzina wywodziła się z Kowieńszczyzny, była, jak powiadali, kobietą wielkiej urody i znacznej intuicji. Stefan miał pięcioro rodzeństwa, ale podobno to właśnie na nim najbardziej koncentrowała się uwaga jego rodzicielki. Bona po prostu rozpieszczała najstarszego ze swoich synów.

W Rosji Stefan kończy 3. Korpus Kadetów i zaczyna naukę w Petersburskim Instytucie Technologicznym. Studia finiszuje w 1899 roku, zdobywając tytuł – podobnie jak ojciec – dyplomowanego inżyniera technologa. Doświadczenie będzie zdobywał w fabrykach we Frankfurcie i Rosji. Czas cofnąć się jednak o kilka lat.

Już jako 14-latek Ossowiecki zauważa u siebie pierwsze talenty telepatyczne. Na studiach odnotowuje zdolności medialne – przedmioty wokół niego same się poruszają, a ołówki piszą nieznaną chłopakowi greką. Z końcem nauki talenty Stefana stają się coraz bardziej spektakularne. Ossowiecki siłą własnej woli przesuwa przedmioty, nawet marmurowe rzeźby – choć na ciele ma długą koszulę, jego nogi są mocno związane, a ręce: skrępowane na plecach. Pół minuty, najwyżej minuta, a nawet najcięższy przedmiot jest już obok Stefana. Widowiskowy, ale też skrajnie wyczerpujący fizycznie "okres telekinezyjny" będzie trwać w życiu Ossowieckiego aż do 1919 roku, zapewniając mu w Rosji – jak twierdził – sporą popularność.

Wróbel, kabała i czarna szata

Jeszcze jako student, Stefan wjechał na praktyki do papierni w Dobruszu na Podolu. Będąc niemal u celu, utknął na dwie godziny w Homlu – tam miał przesiąść się na kolej wąskotorową, która zawiozłaby go do oddalonej o siedem kilometrów fabryki. Nie wiedząc, co ze sobą począć, niemal przez przypadek trafia do domu Wróbla – uduchowionego Żyda, sędziwego kabalisty, który nie potrafiąc już o własnych siłach wstać z łóżka, leży w nim przywdziany w długą, czarną szatę. Wróbel rozpoznaje zdolności Ossowieckiego, przepowiada mu wielką sławę, wyjaśnia, czym jest aura, wtajemnicza – ale w co dokładnie? Tego Stefan nigdy nie zdradził. Z Wróblem, jak napisze po latach, będzie się spotykać dwa razy w tygodniu, przez dwa miesiące.

Biografia Ossowieckiego zawiera wiele luk. Wiadomo jednak, że w 1915 roku, po śmierci ojca, Stefan przejął zarządzanie rodzinną fabryką chemiczną w Moskwie. W 1917 roku, po rewolucji październikowej, został aresztowany na kilka miesięcy. Gdy odzyskał wolność, przyjechał do Warszawy. Był 1918 rok. W wolnej Polsce Ossowiecki szybko zyskał pozycję gwiazdy. Jak mu się to udało? Jako inżynier i przedsiębiorca obracał się wśród elity – ludzi aktywnie tworzących polską kulturę i naukę, a także tych mających wpływ na ówczesną gospodarkę i politykę. Ponadto w kraju kwitło zainteresowanie spirytyzmem, wróżbiarstwem i zjawiskami nadprzyrodzonymi wszelkiej maści. Ossowiecki był więc podwójnie atrakcyjny.
Bon vivant całuje rączki

W latach 20. Stefan pracuje m.in. w Towarzystwie Zakładów Żyrardowskich i Spółce Akcyjnej "Widzewska Manufaktura". Z początkiem lat 30. jest już współzałożycielem przedsiębiorstwa zajmującego się dezynfekcją aparatów telefonicznych (firma opracowała nawet własny specyfik do czyszczenia). W ciągu kolejnych lat Stefan zakłada też Towarzystwo Przemysłu Chemicznego, jest wiceprezesem Banku dla Handlu Zagranicznego, a nawet współzałożycielem Warszawsko-Śląskiej Spółki Węglowej. Do tego wielokrotnie zasiada w zarządach przeróżnych przedsiębiorstw.

Mimo uczestnictwa w tak rozległych projektach, poszukiwania różnorodnych – i jak mogłoby się zdawać – lukratywnych form zarobkowania, Ossowiecki nigdy bogaczem nie został. Do pieniędzy nie miał szczęścia, nie potrafił zatrzymać ich przy sobie – a może nigdy nie były one jego celem? Czy miał do nich niefrasobliwy stosunek – nie jest jasne. Na pewno charakteryzujące Ossowieckiego roztargnienie nieraz musiało stanąć na drodze ku finansowym sukcesom. Zresztą na swoim jasnowidztwie też nigdy się nie wzbogacił – jak przystało na pierwszorzędnego specjalistę w tym fachu, nie przyjmował pieniędzy za to, co wymagało jego metapsychicznego zaangażowania.

Niepowodzeń finansowych męża, ale i jego ciągłej nieobecności w domu, nie potrafiła znieść pierwsza żona Stefana, Rosjanka Alietta de la Carriere, z którą Ossowiecki ożenił się w 1922 roku. Rozwiedli się w 1930 roku, a ponownie stan cywilny Stefan zmieni dopiero w 1939 roku, żeniąc się z Zofią Marią ze Skibińskich (primo voto Gustawową Świdową).

Pomiędzy tymi dwoma małżeństwami Ossowiecki to dusza towarzystwa. Wieczory mijają mu wśród stołecznej śmietanki, przyciąga kobiety jak magnes, niemal nieustannie jest otoczony ich wianuszkiem. Mówi do nich: "całuję rączki", niejedną nazwie "moją duszyczką". Daje się zapamiętać jako uroczy bon vivant – niestroniący od uciech stołu i dobrego wina. Potrafi cieszyć się życiem, nie sposób nazwać go ascetą. Z wyglądu to postawny mężczyzna z okazałym brzuszkiem i pulchnymi palcami. Przy jego zegarku zwisa złota dewizka. Przyciąga spojrzeniem swoich jasnych oczu, to w nich ponoć zamknięta jest jego siła.

Ci, z którymi spędza czas, będą wspominać jego dobroć, prostoduszność i niemal ujmujące lekkie gapiostwo. Ossowiecki notorycznie zapomina o spotkaniach czy płaszczu, w którym przyszedł w odwiedziny.

Koperty za plecami

Mimo to uchodzi za geniusza. Jeszcze w 1923 roku, podczas trwającego w Warszawie Międzynarodowego Kongresu Metapsychicznego, doświadczeniom z udziałem Ossowieckiego przyglądają się naukowcy z Anglii, Francji i USA. Jednym z nich jest dr Gustav Geley, psychiatra badający zjawiska paranormalne, współzałożyciel paryskiego Instytutu Metapsychicznego. Z Ossowieckim eksperymenty będzie przeprowadzać jeszcze nieraz. Podobnie jak Eugene Osty – psychiatra, który po śmierci Geleya przejmie kierowanie paryskim instytutu.

Czego dotyczyły te wszystkie doświadczenia? Najogólniej – kryptoskopii. Stefan odczytywał zawartość zapieczętowanych kopert, trzymając je mocno w dłoniach, nierzadko… za plecami (podobno był to jego ulubiony gest). Odczytywał napisy, odtwarzał rysunki – często ze sporą dokładnością. Potrafił też powiedzieć, co jest na niewywołanych kliszach fotograficznych.

Jak można oceniać wiarygodność tych praktyk? Co prawda z największą starannością doglądano wówczas procedur, trzymano się wymogów – wszystko działo się w świetle dnia, a Ossowiecki był ponoć bacznie obserwowany, ale dziś pewnie przyłożylibyśmy do tych testów zupełnie inne miary.
Wszystko właściwie żyje

Jeszcze w 1920 roku Ossowiecki przeprowadził swoje pierwsze doświadczenie z marszałkiem Piłsudskim. Na życzenie samego naczelnika państwa odczytał zawartość zapieczętowanej koperty, która – jak się okazało – skrywała cyfry 2-4-5-7, które przenikały litery L. Ów tajemniczy ciąg okazał się formułką wyjścia szachowego. Ossowiecki przeprowadzał też z Piłsudskim testy telepatyczne. Panowie na odległość, o umówionej godzinie "przesyłali" sobie zdania. Eksperymenty podobno były udane.

Czym jeszcze wsławił się polski inżynier? Na pewno odnajdywaniem rodowej biżuterii, zagubionych przedmiotów, a nawet zaginionych testamentów (ten akurat pomógł odnaleźć jednemu z członków rodu Rothschildów). Ponadto: współpracą z policją i rozwiązywaniem zagadek kryminalnych. Ossowiecki miał odnajdywać topielców, samobójców, nawet przestępców. Gdy dotykał przedmiotów ofiar czy zaginionych – wpadał w trans, miewał wizje. W swojej książce "Świat mego ducha i wizje przyszłości" pisał: "Wszystko właściwie żyje, nawet przedmioty pozornie martwe wibrują w przestrzeń, wydzielając charakterystyczne, im tylko właściwe emanacje. Dlatego tak ważnym jest, ażeby w życiu codziennym odnosić się życzliwie do wszystkiego, co nas otacza".

Eksperymentował w towarzystwie naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, ale i znanych postaci kultury, literatury i sztuki. Jak sam pisał, pewnego razu, siedząc m.in. w towarzystwie Karola Szymanowskiego i Juliusza Osterwy, udało mu się w 8 minut przyciągnąć telepatycznie pianistę Mikołaja Orłowa – podobno połączył się z nim telepatycznie i w czasie rzeczywistym widział wszystko, co ten robił.

W swojej książce Ossowiecki opisywał też własne bilokacyjne wojaże – miał przenosić się "w astralu" do mieszkań dam, a raz nawet na konferencję do Wiednia. Za każdym razem były to jednak podróże na granicy życia i śmierci. Wrócić do swojego ciała nie było łatwo, a gdy się udało – trzeba było długo kurować się z wyczerpania.

Dziwne i tajemnicze rzeczy

Deklarował się jako katolik, choć inspirowała go filozofia Dalekiego Wschodu, koncepcje mesjanistyczne. Snuł rozważania na temat ewolucji ludzkości, a Boga nazywał "Duchem Jedynym". W jego domu, według relacji tygodnika "Światowid", jeszcze w 1937 roku stała na jednym z okien duża figura Chrystusa. Mieszkanie jasnowidza ozdabiały wówczas także gdańskie meble, obrazy Kossaka i niezliczona ilość pamiątek: "list od papieża, fotografia Marsz. Piłsudskiego z piękną dedykacją: »Panu Stefanowi Ossowieckiemu na pamiątkę naszych rozmów, w zrozumieniu tego, czego nie ma, a co jest«, obok pas wojskowy, który nosił Marszałek, fotografia Mussoliniego, również z serdeczną dedykacją (…). A na stoliku znów dziwne i tajemnicze rzeczy. Kamienna pokrywka od garnka, znaleziona w Biskupinie, za pomocą której wizjoner... narysował plan wioski istniejącej w epoce żelaznej i podał wiele cennych szczegółów. Dalej kawałek meteorytu, który również służył w doświadczeniu, odkrywającym życie na innych planetach".

Od września 1939 roku pomagał ludziom odnajdywać tych, których utracili. Podobno nie odmawiał pomocy nikomu, nie potrafił. Podobno wielu pomógł. Stefan Ossowiecki był związany z podziemiem. Został rozstrzelany w Alei Szucha – w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

Pozostały setki legend i tysiące anegdot, bo nimi właśnie obrosła jego biografia. No i tajemnica – największy z talentów Stefana.

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/stefan-ossowiecki-inzynier-od-jasnowidzenia/srmkxk?utm_source=fb&utm_medium=fb_detal&utm_campaign=podziel_sie

1 comentario:

  1. Moja rodzina miała do czynienia przed wojną z jasnowidzem Stefanem Ossowieckim. Mój dziadek był świadkiem jak Stefan Ossowiecki przeczytał to, co napisano na kartce która została włożona do koperty. Przyjaciel dziadka, prof. Ludwik Urnstein, tak jak dziadek filharmonik warszawski,nie wierzył w jego zdolności i postanowił to sprawdzić. Napisał coś na kartce, włożył to do koperty którą osobiście zakleił i podał panu Ossowieckiemu. Ten pomacał kopertę i powiedział, że na kartce jest narysowany klucz wiolinowy, co było prawdą. Innym razem kuzyni mojego wuja zostawiając w domu mała córeczkę wypłynęli jachtem na Bałtyk i zaginęli. Rano córeczka zapłakana prosiła, żeby nie płynęli bo jej się śniło że tatusia rybki zjadły. Rodzina udałą się po pomoc do Stefana Ossowieckiego który dokładnie określił miejsce zatonięcia jachtu. Rzeczywiście parę odnalazł na brzegu nie uczęszczanej plaży jakiś rybak. Mężczyzna miał twarz nadjedzoną przez ryby. Kobieta była nieprzytomna, miała na sobie poszarpany kostium kąpielowy, ale mocno trzymała męża, który jak się po sekcji okazało zmarł na serce, kiedy na morzu rozszalał się sztorm a oni byli na jachcie.

    ResponderEliminar

Popularne posty