Szukaj tematu w zasobach archiwum

martes, 10 de marzo de 2015

Biznes promuje egoizm, nauka udowadnia

Biznes promuje egoizm. Nauka udowadnia: bogaci są samolubni. Bogacenie się robi z ludzi samolubów. Jednak czy „narcystyczny” typ osobowości pomaga w osiągnięciu bogactwa? Badania pokazują w każdym razie, że bogaci są bardziej skłonni do nieetycznych i egoistycznych zachowań - pisze "Business Insider".

Michael Lewis w książce „Flash Boys” przytacza kilka negatywnych, typowych dla bogaczy cech:

- bogaci częściej niż biedni okradają sklepy
- ludzie, którzy zarabiają poniżej 25 tys. dol. rocznie oddają innym 4,2 proc. swoich przychodów, podczas gdy osoby zarabiające powyżej 150 tys. dol. rocznie, tylko 2,7 proc.
- badania mózgu pokazały, że ośrodki odpowiedzialne za odczuwanie empatii są u bogatych słabiej rozwinięte niż u biednych

Więc jeżeli za „bycie dobrym człowiekiem” uznamy „troskę o innych”, z tych lub innych powodów, bogaci mają niedobór tych humanitarnych kompetencji.

Wraz ze wspinaniem się po społecznej drabinie ludzie mają coraz większe tendencje do łamania zasad ruchu drogowego, oszukiwania, kradzieży i coraz rzadszego pomagania innym ludziom – wynika z badań przeprowadzonych przez Dacher Keltner z Uniwersytetu w Kalifornii.

Niepokoi fakt, że współczesne organizacje (korporacje) są zorganizowane w sposób, który pogłębia egoizm i sprzyja narcystycznym zachowaniom.

Psychologiczne badania (w tym książka Lewisa i badania Keltner) wyjaśniają, dlaczego osoby wysoko postawione na społecznej drabinie mają skłonności do egoistycznych zachowań. Jest tak dlatego, że są mistrzami w wywieraniu dobrego wrażenia na innych. Pewni siebie i charyzmatyczni wiedzą jak oddziaływać na podwładnych za pomocą naprzemiennego wzbudzania w nich dobrego samopoczucia i wstydu.

Egoistyczny typ charakteru jest znakomicie dostosowany do potrzeb współczesnego kapitalizmu, chociaż często przyprawia nas o mdłości. Chcemy wzrostu? Nie oczekujmy, że inni będą świętymi. Źródło: Media.


Biedni szansą bogatych - piszą eksperci. Bieda. Boimy się jej bardziej, niż na to zasługuje. Tkwi nie tyle w naszych portfelach, ile w naszych głowach. Na szczęście łatwo ją stamtąd przegnać.

Nic tak nie uśmierza lęku przed biedą jak pomoc biednym. Artykuł otwarty. Nie wyciągniemy ludzi z ubóstwa helikopterem - mówiła pewna ekonomistka, sugerując, że bieda jest gorsza niż klęski żywiołowe. Dlaczego?

Bo to - po pierwsze - problem globalny.
Po drugie - w większości niewidoczny.
Po trzecie - nikt nie wie, jaka pomoc jest najlepsza. A może sama zniknie? Skoro średnie dochody rosną... A jednak nie.

- W 2009 r. pierzchło poczucie bezpieczeństwa. Nawet ci, którzy nieźle zarabiają, zachowują się tak, jakby bieda zaglądała im w oczy. Biorą pracochłonne fuchy. Żyją w pośpiechu i napięciu. Docierają do granicy wytrzymałości. Obawa, że "jutro mogę być biedny", wpędza ich w psychologiczną pułapkę. To się nasila i wymyka statystykom - twierdzą eksperci  z Uniwersytetu Warszawskiego.

"Jeśli będę pracować ciężej, osiągnę więcej i będzie mi lepiej". Tak myślimy. - Tyle że to nieprawda - mówi Shawn Achor, amerykański psycholog, który bada związek między pracą a szczęściem. - Bo kiedy zestresowany mózg odnotuje sukces, podnosi poprzeczkę: "Masz tyle, chcesz więcej - wyższą pensję, lepszą pracę". Szczęście umyka jak fatamorgana. By ją dogonić, frustrację musi zastąpić optymizm.

- Tylko 25 procent sukcesu zawodowego zależy od inteligencji - twierdzi Achor. - Reszta to głównie pozytywne nastawienie: zwiększa energię, inteligencję i twórczość. Wydajność rośnie o 30 procent.

I tu pierwsza dobra nowina: to się da wytrenować. Wystarczy każdego dnia przez trzy tygodnie opisywać trzy przyjemne wydarzenia. Potem mózg sam się nastroi na pozytywy.

A jeśli się nie uda? Jeśli zły kredyt, utrata pracy lub rozwód wepchną mnie pod most? Raz - jak widzisz, nie wolno tak myśleć. Dwa - nawet gdy powinie ci się noga, nie będzie aż tak źle.

Zdumiewające, jak szybko mózg radzi sobie z życiową traumą. Dan Gilbert, psycholog społeczny z Uniwersytetu Harvarda, twierdzi wręcz, że jeśli coś się zdarzyło pół roku temu, nie ma wpływu na nasze szczęście. Dlaczego? Bo szczęście można syntetyzować. Potrafi to prawie każdy. To jakby psychologiczny układ odpornościowy. Tak zmienia nasz odbiór świata, by czuć się w nim lepiej.

- Fajne chłopaki, siłownia, cudownie. Nie żałuję ani chwili - mówi Moreese Bickham, który po 37 latach odsiadki został uwolniony od zarzutu zabójstwa.

- Jestem o wiele szczęśliwszy, niż gdybym został z Beatlesami - powtarzał perkusista Pete Best wiele lat po usunięciu go z zespołu.

Czy oni poupadali na głowy? Nie. Po prostu mają w nich sprawny mechanizm syntetyzowania szczęścia. Czy takie szczęście jest równie silne jak to naturalne? Tak. Zwłaszcza gdy nie ma odwrotu - odwracalna sytuacja mu nie sprzyja. Dlatego osoby, które wyrzucono z firmy, tak szybko dzielą się na forach ulgą, że już w niej nie pracują.

Wsparcie biednych opłaca się darczyńcom - to kolejna dobra neurologiczna nowina. Jeśli zaoferujesz im pieniądze, czas lub miejsce przy stole - poczujesz się lepiej.

Tego, że altruiści są szczęśliwsi, dowiodło wiele eksperymentów. Oto jeden z ciekawszych: dwóm równorzędnym drużynom podarowano pieniądze. W pierwszej zawodnicy musieli wydać je na siebie, w drugiej - na kolegę z drużyny. - Ci drudzy lepiej współpracują i dominują w lidze - zapewnia Michael Norton, profesor ekonomii z Harvardu, i zaznacza: Jeśli sądzisz, że pieniądze szczęścia nie dają, to znaczy, że źle je wydajesz.

Choć to nie muszą być pieniądze. Najbardziej ekstremalny popis dobroczynności dał amerykański milioner Zell Kravinsky. Słysząc, że biedni Afroamerykanie nie mają szans na przeszczep nerki, podarował anonimowemu czarnoskóremu biorcy własną. Uzasadnił to matematyką: - Ryzyko zgonu dawcy to 1:4000. Biorca zmarłby bez nowej nerki. Gdybym mu jej nie dał, to znaczy, że cenię swoje życie 4000 razy bardziej niż jego. Nie wahałem się.

Poza tym Kravinsky przekazał potrzebującym 50 mln dol. Gdyby więcej możnych dzieliło się z biednymi, świat byłby lepszy pod każdym względem. Długość życia, umieralność niemowląt, przestępczość, bezrobocie, samobójstwa, alkoholizm itp., a nawet wzajemne zaufanie zależą nie od bogactwa kraju, ale od nierówności społecznych.

Oczywiście, najlepiej zmniejszyć rozpiętość dochodów (Japonia) lub poprawić ich redystrybucję (Szwecja). Ale warto zrobić też coś od siebie. Choćby dziś - zaprosić kogoś do stołu, przełamać się, także opłatkiem. Uwierzmy naukowcom. Zwłaszcza że ich nowe odkrycia potwierdzają stare mądrości: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć... Źródło: Media.

No hay comentarios:

Publicar un comentario

Popularne posty